sobota, 23 marca 2019

Sesja z cudnym konikiem

Te dwie fotografie potraktujmy jako zajawkę z całej sesji, a szepnę, że sesja udała się nam wspaniale i całkiem sporo magicznych ujęć powstało. Szkoda, że tylko dwie chwile znalazły się na obróbkę, bo fajnie byłoby więcej pokazać, ale podobno im dłużej trzeba czekać tym lepiej smakuje.




Jakieś takie skojarzenie przyszło mi do głowy kiedy oglądałem te foty, że kiedyś marzeniem każdego małego facecika i nie tylko, był konik na biegunach. Drewniane koniki były niemal w każdym domu w którym mieszkały maluchy, były to proste konstrukcje, ale dla nas dzieciaków to były bardzo ważne zabawki i w naszych malutkich serduchach miały swoje miejsce i tak nam minęło jak z pejcza 40 lat. Koniki i te prawdziwe i te drewniane zobaczyć teraz trudno, czasem pojawiają się pluszowe modyfikacje, ale mam wrażenie, że takiego uczucia do nich dzieciaki już nie mają. Cóż się dziwić wszystko idzie z duchem czasu zabawki powstają piękne, kolorowe, edukacyjne, kto by tam łezkę ronił za jakimiś tam drewnianymi konikami, taka kolej rzeczy, ale tamtych poobijanych koni żal.



Nosimy w sobie całe życie pewne małe zauroczenia, czasem niespełnione pragnienia z dzieciństwa i w przypadku tego konika możliwe, że tak było, a może po prostu jest piękny. Zobaczyłem go na giełdzie w Sandomierzu i to była miłość od pierwszego zobaczenia, ale jak to często z miłością bywa drogi do niej bywają zawiłe, tak też było i tym razem. Konik był piękny, widziałem już oczyma wyobraźni setki pięknych fot konika z Miśkiem i innymi modelami, ale był jeden spory problem, skończyła się kasa a do domu miałem 60 km, czyli misja niemożliwa. Słabo, jak duże dziecko ze łzami w oczach wracałem do domu, wracałem również z postanowieniem, że za tydzień na kolejnej giełdzie przy odrobinie szczęścia będzie mój. Cholera, tylko ta odrobina szczęścia to czasem zbyt wiele, bo na kolejnej giełdzie okazało się, że faceta ze starociami nie ma, czyli szanse na konika drastycznie maleją, no ale dobra, kiedy spełnia się marzenia z odroczeniem 40-letnim to kolejny tydzień nic nie znaczy ;) Tak prawdę pisząc jechałem tylko postawić faję, że kurs zaliczony, spróbowałem, a konika już ktoś kupił, ale tym razem moja droga do miłości pięknie wyprostowała się kiedy już z daleka zobaczyłem mojego Bucefała, chyba cena okazała się zaporowa dla innych entuzjastów, ale cóż ze mną było inaczej, ja spełniałem marzenia. Na razie nie ma wystarczająco godnego miejsca, ale nie ekspozycja się liczy, a bezpieczeństwo. Mam nadzieję, że zostanie ze mną do momentu kiedy będę mógł przekazać go wnukom czyli zaledwie 20 lat. Moja kochana szkapa czasem pracuje i spisuje się nieźle, sądząc po minie jest jeszcze bardziej narowisty niż Misiek ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz